Od piątku cała Anglia z niecierpliwością oczekiwała sobotniego popołudnia, żeby móc ujrzeć i pokibicować swojej uwielbianej tutaj drużynie piłkarskiej. Myślano, że może w tym roku się uda dojść choć dalej, może nawet do końca, gdyby szczęście sprzyjało. Był potencjał i chęci, jadnak znowu skończyło się na ćwierćfinałach. Miejmy nadzieję, że trener reprezentacji po tym wszystkim przyzna się w końcu do swych oczywistych błędów w doborze składu, jak i formacji, zwłaszcza na ostatni tak ważny mecz. Trochę szkoda, bo oglądanie Mistrzostw Świata to naprawdę super rozrywka, oczywiście będziemy śledzić je nadal, jednak już bez większych emocji.
Na szczęście został jeszcze tenis. Występ Tima Henmana bez niespodzianek, tyle tylko, że odpadł trochę wcześniej niż zwykle. Rewelacyjnie natomiast zagrał Andrew Murray, pokonując w świetnym stylu jednego z faworytów Andiego Roddicka. Go Andrew!
Dzisiaj, ponieważ zapowiadano straszne upały, dochodzące do 33 stopni, postanowiliśmy wybrać się do parku do Richmond, by trochę poleżeć i poczytać na świeżym powietrzu, tym razem w cieniu ;-). Już dawno się tam wybieraliśmy, jednak tak jakoś nie wyszło, a to przecież największy obszrem park w Londynie, więc po prostu wypadało. Oczywiście za dużo nie widzieliśmy jeszcze, trudno byłoby obejść prawie 1000 hektarów w jedno popołudnie, ale i tak wyjazd uznaliśmy za udany, gdyż udało nam się spotkać pasącego się jelonka. Gdy zobaczyliśmy znak “Warning: Deer” przy jednej z bram wejściowych byliśmy trochę zaskoczeni, pomyśleliśmy, że fajnie i pomaszerowaliśmy dalej. I właśnie wtedy go dojrzeliśmy wcinającego trawkę, zaraz przy samej ścieżce. Już postanowiliśmy, że wybierzemy się do Richmond Parku znowu, pewnie nie jeden raz.
Sunday, July 02, 2006
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment