Friday, June 30, 2006

Biegnę Marathon

Zdecydowałem się wreszcie i będę biegł Flora London Marathon 2007. Po 4 prawie latach biegania i przymierzania się do tego wyzwania zdecydowałem, że czas by wreszcie tego spróbować. Będę starał się o miejsce w losowaniu, ale nawet jak nie dostanę to pobiegnę “z charity”.

Założyłem na stronie głosowanie, i choć mam swojego faworyta, dla której organizacji pobiegnę, to jestem ciekaw opinii odwiedzających. Proszę głosować i zostawiać komentarze pod krótkim opisem organizacji na tej stronie. Będę je uważnie śledził, i bardzo chętnie pobiegnę dla organizacji, którą wytypują czytelnicy tego bloga.

Zachęcam również do odwiedzenia stron wyszczególnionych organizacji charytatywnych (linki znajdziecie przy opisach) i zapoznaniu się z ich działalnością, osiągnięciami, celami itd.

Jeżeli ktoś z czytelników ma zamiar lub nie jest jeszcze zdecydowany, ale być może chciałby pobiec ze mną maraton, proszę o kontakt. Chętnie podzielę się informacjami, które posiadam i może razem przygotujemy program treningowy:).

Wednesday, June 28, 2006

Nareszcie zanurkowała

Tak! Trochę to trwało, ale wreszcie Dona przekonała się do nurkowania. Pojechaliśmy w ubiegły piątek do Streatham na basen na próbne nurkowanie. Po krótkim wstępie i zapoznaniu się ze sprzętem oraz kilkoma podstawowymi sygnałami pod wodą, założyliśmy maski, BCD z regulatorem i butlą, i pod wodę. Najpierw klękanie, oddychanie pod wodą, aby przekonać się do sprzętu, powoli na paluszkach zaczęliśmy się poruszać po dnie basenu.

Po paru minutach nauczyliśmy się wyjmować regulator z ust, po czym wkładać go z powrotem i opróżniać z wody, po tym doszły płetwy i trochę więcej pływania pod wodą. Wszystko razem zajęło około pół godziny, więc niedługo, ale wystarczyło by Dona stwierdziła, że było super, ciekawie i ekscytująco. Powiedziałem jej, że w pewnym momencie była na głębokości ok 3m, była trochę zdziwiona i stwierdziła, że zupełnie nie dało się to odczuć.

Tak czy inaczej będziemy robić kurs pomimo, że z tegorocznego wyjazdu na Maledivy chyba nic nie wyjdzie. Inne sprawy stanęły na drodze i nie ma kiedy pojechać. Trudno, szykujemy się na wiosnę do wyjzdu nad Morze Czerwone, a na jesieni jeszcze zobaczymy, może tym razem się uda.

Zaczęliśmy remont domu. Odnawiamy sypialnię i kupiliśmy nowe meble do sypialni i salonu. Zamieniamy wykładzinę w sypialni na podłogę i dywaniki, dokupiliśmy nowe łóżko z overbed unit i szeroką szafą, w którą miejmy nadzieje wejdą Dony rzeczy… 2 Sofy do salonu no i chyba trzeba będzie wymienić ławę i kredensik.

Malowanie i wymiana podłóg - mam zajęcie na resztę lata. Zostanie nam tylko do zrobienia kuchnia i patio za domem, jednak nie planuję zaczynać tego w tym roku, trzeba coś zostawić na przyszły ;). Znów szwankuje zawór ciepłej wody w boilerze, to samo co w ubiegłym roku. No cóż, starość nie radość, pewnie jeszcze przed świętami trzeba będzie go wymienić.

Dobrze, że jest lato i rzadko używa się bojlera, znow ma grzać w ten weekend i może wybierzemy się na Camber Sands. Piaszczysta i niezbyt zaludniona plaża (przynajmniej taka była 2 tygodnie temu). Ostatnio tak się strzaskaliśmy, że skóra schodziła nam przez tydzień, jednak opalenizna została i ładnie zbrązowiała, trzeba szybko poprawic…

Friday, June 16, 2006

Tydzień bez niespodzianek



Polska drużyna piłkarska została wyeliminowana z mistrzostw świata w 2 meczach, co za pech, no coż tak to jest, że szczęście ma paskudny zwyczaj sprzyjania lepszym. Anglii jakoś się udało i strzelili 2 bramki w ostatnich 5 minutach, wypiliśmy za to pare drinków w lokalnej “buzerii” (pubie).

Znajomy tlumaczył mi dlaczego angielscy kibice, gdy jadą do Europy na mecze zachowują się tak źle. Przez całą historię imperium tak było, że jak Anglicy opuszczali wyspy Brytyjskie to zazwyczaj na podbój, więc kibice zachowują się jak armia inwazyjna. Trochę mało przekonująca argumentacja, bo jakoś nie sądzę by przeciętny kibol myślał o historii imperium rzucając butelkami piwa w policję. Ciekawe jakby wytlumaczyli to polscy huligani, że biorą przykład z Sobieskiego? Tym razem jednak o dziwo angielscy kibice zachowywali sie nad wyraz przyzwoicie po wygranej z Trynidadem-Tobago i nie planowali nawet podpalenia Reichstagu. Duch w narodzie słabnie, to już nie to samo imperium co kiedyś.

Zdałem ostatni egzamin pierwszego roku mojego kursu księgowości, jeszcze tylko muszę w poniedziałek donieść kilka papierków i z głowy. Certyfikat powinien przyjść pocztą w Sierpniu, a od Września kolejny rok. Widziałem już zakres materiału, wreszcie jakieś ciekawe rzeczy, chyba w przyszłym roku będę musiał coś poczytać, a nie wszystko z marszu jak w tym roku. Będę się martwił jak przyjdzie czas.

Pogoda znów się klaruje, więc jak wszystko będzie ok to wypuścimy się znów na plażę. Tym razem wiem dokladnie jak dojechać na jedną z żadkich piaszczystych plaż na poludniowym wybrzeżu. Tak się wysmarowaliśmy kremami z filtrem ostatnim razem, że prawie wcale nie wzięło nas słońce, więc tym razem szykujemy się na opalanie “na sucho” (tak tak, wiem wiem, słońce jest szkodliwe blah blah blah, co poradzić, lubimy sie opalać ;).

Monday, June 12, 2006

Skwar

No może z tym skwarem to trochę przesada, ale faktem jest, że pogoda dopisała w ten weekend. Pojechaliśmy w sobotę na południowe wybrzeże do miejscowości Rye. Trochę się nie przygotowałem z mapy i wylądowaliśmy na innej plaży niż planowałem, ale to bez znaczenia bo chodziło przecież o słońce i morze, a tego było pod dostatkiem.

Podczas długiego, bo prawie 2 godzinnego spaceru brzegiem morza po piaszczysto/kamienistej plaży widzieliśmy odpływ, który przesunął linię brzegową o kilkadziesiąt metrów. Natychmiast niewiadomo skąd pojawilo się sporo wędkrzy, zbieraczy muszli i innych kolekcjonerów morskich skarbów. Kilka godzin na słonecznej gorącej plaży było przyjemną i dlugo oczekiwaną odmianą od deszczowych weekendów, których miałem już serdecznie dość.

Wieczorem wpadli Ela z Piotrkiem i “zasiedzielismy się” do prawie 4 rano. Niedziela powitała nas bólem głowy, ale po kilku kawach i lekkim śniadaniu doszliśmy jakoś do siebie. Wybieraliśmy się do Richmond Park jako, że pogoda ciągle dopisywała, ale niestety znajomym coś wypadło, a sami nie bardzo mieliśmy ochotę gdzieś jechać, więc postanowiliśmy poleniuchować i zostać w domu.

Kupiłem parę dni temu nowy mobile (Nokia N70), jednak od początku nie mogłem wysyłać wiadomości tekstowych. Zadzwoniłem do servisu, gdzie oznajmiono mi, że muszę się udać do sklepu gdzie go kupiłem, żeby go sprawdzili i ewentualnie wymienili. Pojechaliśmy więc do Croydon, pomaszerowałem do sklepu, sprzedawca wziął telefon i wysłal text do siebie. Zbaraniałem, no ale spróbowałem sam i poszło bez problemu. Okazało się, że czasem może to trwać kilka dni aż network uruchomi text message service, no i właśnie jak byłem w drodze do sklepu uruchomil! Niepotrzebnie jechaliśmy no, ale dobrze że wszystko w porządku z telefonem (tfu tfu tfu przez lewe ramię ;) ). Zabawne, że moc obliczeniowa tego telefonu jest prawdobodobnie większa niż naszego pierwszego PC, a już z pewnością jest większa niż moc moich poprzednich komputerów poczynając od ZX81 ;). Fajna zabawka, z czasem bedę musiał dokupić GPS unit i zainstaluję sobie w nim nawigację satelitarną.

Tuesday, June 06, 2006

Bodies

Znajoma ergonomistka z pracy zorganizowała wspólne wyjście na wystawę Bodies w Earls Court Exhibition Centre. Szedłem z lekkim niepokojem jako, że jest to przecież wystawa prawdziwych ludzkich ciał i organów.

Już od pierwszego pokoju rzuca się w oczy niesamowita dokladność i staranność przygotowania każdego szczegółu wystawy. Cała ekspozycja jest wypełniona napisami z ciekawostkami dotyczącymi ludzkiego ciała, np takimi że podczas kichnięcia wszelkie czynności organizmu są zatrzymane (bicie serca, praca mózgu, absolutnie wszystko) i na dodatek nie jest możliwe kichnięcie z otwartymi oczami. Eksponaty wystawy są preparowane specjalnymi środkami spowalniającymi rozkład tkanki organicznej.

Jest sporo postaci bez skóry w przeróżnych pozycjach, ukazujących poszczególne mięśnie i organy wewnętrzne ciała ludzkiego. Część wystawy poświęcona jest kompletnym systemom organizmu takiem jak: system nerwowy czyli mózg, rdzeń kręgowy i odchodzące od niego poszczególne nerwy, system krwionośny czyli serce, żyły i tętnice, system trawienny zaczynający się od ust a kończący na odbycie, system rozrodczy kobiet i mężczyzn oraz np układ oddechowy i wydalniczy.

Znakomita większość wystawy to poszczególne organy ciała ludzkiego. Zołądek, wątroba, nerki, mózg, serce itd itd, przy gablocie pokazującej płuca palacza i osoby niepalącej stala sporej wielkości skrzynia gdzie palacze wstrząsnięci, (a bylo to dość wstrząsające) mogli wyrzucic papierosy. Na koncu wystawy można było pozostawić opinie w książce pamiątkowej gdzie wszystcy oczywiście wpisaliśmy wyrazy uznania i podziękowania.

Wrażenia naprawde duże, myślę że dość długo zapamiętam tą wystawę. Polecam każdemu kto jeszcze może by wybrał się i zobaczył na własne oczy, naprawdę warto. Poniżej link to stronki gdzie można chyba jeszcze dostac bilety.

Bilety na wystawę Bodies

Sunday, June 04, 2006

Podróże w czasie czyli mieszkaniowej sagi część 3 i ostatnia

Wyruszyliśmy w zeszły czwartek po pracy, na Gatwick dotarliśmy ze sporym zapasem tak, że był czas na kawę i coś do przekąszenia przed odlotem. Samolot byl trochę opóźniony, wskutek czego wyszliśmy z Okęcia po północy. Znajomy pan z firmy wynajmu samochodów czekał już na nas przed wyjściem. Podpisaliśmy papierki i ruszyliśmy w droge do “domu”. Po 2 godzinach walki z dziurami w polskich drogach dotarliśmy wreszcie na miejsce.

Mieszkanie było opustoszałe, zniknęła większość mebli, które rozdaliśmy rodzinie. Na szczęście zostało łóżko, stolik komputerowy i parę worków starych ubrań. Gdy padliśmy wreszcie ze zmęczenia było juz dobrze po 3 w nocy. Pobudka o 8 rano, ochlapaliśmy się trochę i poleciałem do banku sprzedać część funtów.W powrotnej drodze kupiłem jakieś małe śniadanko i zadzwoniła kupująca. Poszliśmy razem do spółdzielni, zapłaciliśmy zaległe opłaty i po napisaniu odpowiedniego podania (hehehe) skreślono nas z listy członków spółdzielni i wręczono wymagane przez notariusza dokumenty.

Pani notariusz przyjęła nas z pretensjami - dlaczego nie dostarczyliśmy jej wcześniej dokumentów, na co odpowiedzialem zgodnie z prawdą - dlatego, że przyjechaliśmy z Londynu o 3 w nocy, po czym przestala już zadawać niemądre pytania. Okazało się, że musimy mieć potwierdzony przez notariusza akt zakupu mieszkania jako, że nie mieliśmy oryginału ani księgi wieczystej. Po oczekiwaniu w godzinnej kolejce załatwiliśmy odpis, na szczęście bez większych problemów. Potem powrót do gburowatej pani notariusz, tym razem poszło gładko. Jeszcze tylko skrzyczała nas,że nie mamy dowodów osobistych, tylko paszporty, no ale po uzyskaniu pesela przez telefon i NIP-u w lokalnym US podpisaliśmy upragniony akt sprzedaży mieszkania. Kolejnym przystankiem był bank.

W banku krótkie oczekiwanie, podpisanie kilku papierków i pieniążki z pożyczki wpłynęły na konto kupującej. Okazało się niestety, że jest za późno by zrobić przelew zagraniczny, bo przelewy idą tylko do godziny pierwszej po południu (byłem ciekaw dlaczego, ale nikt nie potrafił mi tego wytłumaczyć). Zostawiliśmy więc zlecenie przelewu z datą z poniedziałku no i to był w sumie koniec krótkiej przygody ze sprzedawaniem mieszkania. Szczerze mówiąc trochę byliśmy mile zaskoczeni, że poszło w miarę gładko.

Odwiedziliśmy naszych przyjaciół, nie widzeliśmy się z nimi od kilku lat i pewnie nie zobaczymy ich przez kolejnych kilka lat. Nie wiem kiedy znów pojedziemy do wschodniej Polski, ale chyba nieprędko. Chcieliśmy odwiedzić moją babcię, ale niestety pocałowaliśmy tylko klamkę, nie było jej w domu. Noc spędziliśmy u Dony siostry i jej męża. W sobotę rano zakupy, oczywiście Żubrówka, barszczyk i parę innych drobiazgów. Potem obiad i w drogę na Okęcie.

Ogolnie jazda po Polsce to wieczna walka o przetrwanie. Nie ma mowy o przepuszczaniu, wymijanie „na trzeciego”, a nawet czwartego to normalka, w dodatku im gorszy grat, tym bardziej brawurowy kierowca. Jadac ok 100km/h w kierunku Warszawy nową prawie Astrą zbaraniałem jak zobaczyłem, że wyprzedza mnie Daewoo Tico. Taki na oko 10-cio latek lecial sobie ze 120 i oczywiście nie przeszkadzało mu wcale, że z naprzeciwka nadjezdza TIR. Przemykał po tych dziurach i koleinach jakby to była czteropasmowa niemiecka autostrada.

Tak więc spaliliśmy ostatni most łączący nas z Polską, pewnie pojedziemy tam jeszcze kiedyś na wakacje, czy odwiedzić rodzinę, ale na razie się nie wybieramy.